wtorek, 13 października 2015

Wisior ze szmaragdem

Siedzę sobie w drogim barze oraz w drogim garniturze, popijając niedrogą whisky. Była to jego ulubiona whisky, whisky mojego przyjaciela, którego już z nami nie ma, godzinę temu odprowadziłem go na pociąg do Nieskończoności.

Przede mną siedzi dwójka zakochanych osób, trzymająca się stale za ręce. On, typowy prezesina jakich tutaj pełno, drogi garnitur, drogie buty i nic więcej, tak samo jak ja. Ona, piękna blondynka w czerwonej sukience, a na szyi piękny wisiorek z wielkim szmaragdem, który podkreśla piękno jej wielkich zielonych oczu.

Skąd się właściwie biorę takie piękne i szlachetne kamienie? Kamienie z duszą. Może to nasza sprawka? Może gdy zostajemy pogrzebani oddajemy siebie, całego siebie. Gdy jesteśmy dobrzy, szlachetni, nasze ciała zamieniają się w piękne i szlachetne kamienie? Może wtedy przeżywamy ostateczny raj wisząc na tak pięknej szyi, albo służąc jako równie piękne ozdoby, które każdy podziwia i szanuje?

Może gdy jesteśmy ludźmi złymi, nietolerancyjnymi, pełnymi nienawiści, nasze ciała zamieniają się w węgiel? Może wtedy przeżywamy ostateczne piekło służąc jak zwykły brudny opał, do którego nikt nie przywiązuje większej wagi, bo sami za życia nikomu nie poświęciliśmy dostatecznie wiele uwagi i zrozumienia?

Nie mam pojęcia co dzieje się z nami po śmierci, ale jedno wiem na pewno. Chcę żyć tak, aby w przypadku sprawdzenia się mojej teorii, móc ozdabiać i cieszyć innych, tak jak ten piękny szmaragd, który ozdabia tak piękną damę.

Na zdrowie przyjacielu! Dopijam jego ulubione whisky i idę żyć dalej. Do widzenia.

czwartek, 24 września 2015

Nienawiści znać nie chciałem

Głucha cicha noc. Śpię sobie jak zwykle na mojej ulubionej ławce w parku, bo nic mi już innego w życiu nie zostało tylko ta ławka w nocy. Coś jednak mnie zbudziło nie wiem czy to sen, czy to jawa. Lekko oszołomiony tanim winem, które wypiłem, aby łatwiej było mi zasnąć, dostrzegam w oddali na ławce parkę, która namiętnie się obściskuje. Pomyślałem sobie, kochają się, miłość wzajemna.

Też kiedyś kogoś kochałem, kochałem wielu ludzi. Jednych kochałem a oni mnie kochali, innych kochałem a oni mnie nie kochali, byli też tacy, których kochałem a oni nawet o tym nie wiedzieli.
Miłość to takie piękne uczucie, człowiek wtedy czuje się taki silny, taki odważny mógłby wtedy góry przenosić, mógłby zmieniać świat. Miłość to silne uczucie, które daje siłę. Niestety. Miłość to broń obusieczna. Tak łatwo jak daje nam siłę, tak samo łatwo nam ją odbiera. Gdy kogoś kochamy zaczynamy myśleć irracjonalnie, myślimy tylko o tym jak bardzo dobrze jest, jacy jesteśmy szczęśliwy. Prawda jednak bywa okrutna. Miłości towarzyszy zazdrość. Zazdrość ma nam dawać motywację, aby dbać o naszą miłość, ma nas motywować aby miłość kwitła i mogła wiecznie trwać. Niestety. Zazdrość to bardzo cienka linia oddzielająca miłość od nienawiści. Przekroczyć tę linię jest bardzo łatwo, gdy ją zbyt bardzo przekroczymy z miłości zostaje już tylko nienawiść. Siła zamienia się w słabość. Zostajemy sami i bardzo słabi.

Bałem się tej słabości, przez co uciekałem też od miłości. Odszedłem, żeby zostać nikim. Będąc nikim nie jestem słaby ani silny. Jestem nikim i niczym. Pozostawiłem wszystko co miałem, bałem się nienawiści, nie chciałem znać takiego uczucia, wolę być nikim niż ranić w nienawiści. Miłości towarzyszy zazdrość, a za jej plecami czyha nienawiść, której znać nie chciałem. Jestem Nikim i niech tak pozostanie.

Parka, która się tak namiętnie obściskiwała widocznie zrobiła to co zrobić miała. Jestem tylko ciekaw czy była to miłość, czy może zwykłe popychanko, ot tak dla sportu. Dobranoc. 

poniedziałek, 9 lutego 2015

Prawo Neutralności - Początek

Wstęp...

- Hej, hej, obudź się śpiochu, pora wstawać.
- Nie szarp mnie tak mocno kobieto!
Ta... kolejna pobudka w tych cholernych slumsach.
Mamy rok 2143. A ta niedobra dziewucha, która odważyła się mnie obudzić to An. Ja sam nazywam się Ys.
- Gdzie my teraz w ogóle jesteśmy kobieto?! Od paru dni siedzimy w tych cholernych slumsach i nic z tego dobrego nie wynika. Dlaczego tu siedzimy?! Pora ruszać! Ktoś musi obalić ten cały system i
władać światem! Prawowity władca musi wrócić na tron!
- Głupku przecież dobrze wiesz, że teraz jest godzina policyjna i jak natrafimy na tych głupich
strażników to będzie po nas...
- No tak! Jak zwykle rezolutna i prawa An ma racje! Ale jak będziemy tutaj tak dalej bezczynnie
siedzieć to nigdy nie dotrzemy do Ligii Zero! I nigdy prawowity władca świata nie wróci na swój tron!
Ileż jeszcze mam czekać, żeby przejąć władzę nad tym cholerny i zdemoralizowanym światem?!
- Jak będziesz tak dalej krzyczeć, to zaraz zjawią się tu strażnicy i skończy się ta Twoja cała kariera
Władco Świata! Zanim się zacznie...
- No ale...
- Cicho idź spać.
- To po co w ogóle mnie budziłaś?!
- A , tak tylko, bo za głośno chrapałeś imbecylu!
- Od imbecyli mnie wyzywa i jeszcze język mi pokazuje! Dziewucha głupia! Dobranoc!

Dzień I

Pora wstawać i ruszać w dalszą drogę! W końcu świat nie opanuje się sam!
- Wstawaj Ty głupia An! Wstawaj, wstawaj, wstawaj! W nocy mnie budzisz, a teraz sama śpisz, co Ty sobie myślisz?!
- Dobra, dobra już wstaje... Nawet nie dasz pospać człowieku... - mówi zaspanym głosem An.
An... dziewczyna niebrzydka i nieładna. Zwykła dziewucha, która nie wyróżnia się z tłumu.
Rudowłosa, piegowata, wredna dziewucha. Nie lubię jej, ale muszę ją tolerować, bo w końcu przyszły Władca Świata musi też mieć kompanów, którzy go wspomogą w trudnych chwilach.
- Co teraz planujesz? - mówi do mnie ta wredota.
Co by jej tutaj odpowiedzieć? Nie powiem przecież, że zamierzam zawładnąć światem, ponieważ już
dawno się tym znudziła. Już wiem!
- Dzisiaj znajdziemy Ligę Zero!
Liga Zero, tajemnicza opozycyjna organizacja walcząca w nierównej walce z Systemem jaki opanował świat. Kiedyś w zamierzchłych czasach, gdy Ziemia była podzielona na kontynenty, a one na państwa, następnie miasta, wsie i tak dalej, komuś zachciało się to wszystko łączyć w całość i tak powstały różne organizacje. Jedną z nich była Unia Europejska działająca na terenie tamtejszej Europy. Teraz nie ma Europy, Ameryki, Azji, wszystko jest Systemem, on opanował cały świat zaczął kontrolować ludzi, stworzył z nich swoistych podwładnych, dając im pozorną wolność. W tym celu powstała też ta, już legendarna, Liga Zero. Wiadomo o nich tylko, że zrzesza tylko wyjątkowe osoby, które obdarzone są specyficznymi zdolnościami. Niestety jakie to zdolności to tajemnica. Tak samo jak cała organizacja. Prawda jest taka, że tak naprawdę nie wiadomo, czy ta cała Liga faktycznie istnieje. No nic trudno trzeba próbować, a nóż widelec uda się spotkać jakiegoś członka tej organizacji.
- Ale przeta my nawet nie wiemy, czy oni naprawdę istnieją... - odpowiada, jak zwykle rozgoryczona An.
- No ale próbować trzeba! Świat się sam nie opanuje! A to co znalazłem w notatkach dziadunia,
wskazywało na to, że w tej okolicy możliwe jest spotkanie kogoś od nich...
- Dobrze wiesz, że dziadunio dużo mówił zawsze, bujał w obłokach, zawsze mówił o jakiś więzach
krwi, o prawie neutralności i o jakimś tajemniczym Niesamowitym B, który ponoć stworzył tą całą
organizacje, ale dobrze wiesz, że to mogą być tylko brednie dziadunia...
- To dlaczego tak długo ze mną wędrujesz i mi marudzisz?! Przecież dawno mogłaś wrócić do domu, a nie ze mną się włóczyć!
- Głupiś, głupiś! - odpowiada zapłakana.
Ano, tak już dawno temu nie mamy domu został zniszczony przez System, nie mamy nikogo
mamy tylko siebie, trochę notatek papcia i dziadunia, oraz wspomnienia. Własne wspomnienia.
Smutne, wesołe, różne... Ja Ys oraz siostrzyczka An. Ja głupi Ys z niewyparzonym jęzorem.
- Ruszamy - mówię w końcu.
Spakowaliśmy się w ciszy i bez słowa ruszyliśmy w dalszą drogę. W drogę donikąd, ku
nieznanemu, ku wielkiej przygodzie, ku niewiadomemu...

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Tego dnia

Tego dnia wszystko się zaczęło i skończyło. Nienawidzę tego dnia. Ten dzień jest dzisiaj. 23 grudnia, parszywa data w dodatku leje, jak zawsze od 20 lat... i jak co roku tego dnia mam te same parszywe myśli.
Kurwa kto teraz ode mnie coś chce! Chce być sam tego dnia jak co roku!
- Szybko przyjeżdżaj, jest sprawa. - Tia... znowu ten cholerny gliniarz czegoś ode mnie chce, pewnie znowu ktoś kogoś zabił i sobie nie potrafią z tym poradzić.
- Dobra zaraz będę.
Ubieram mój wysłużony płaszcz i wychodzę. Nienawidzę tego dnia. Dzisiaj powinien padać śnieg, wszyscy powinni gorączkowo biegać po sklepach i robić ostatnie świąteczne zakupy, ale nie, nie w tym świecie, nie w tym mieście. Nie ma chyba innego miejsca na Ziemi, gdzie panowało by takie bezprawie na każdym kroku można spotkać dziwkę albo gangstera. To pierwsze chce ci dupy dać, to drugie chce cię udupić. Wkurwia mnie dziś wszystko, wkurwia mnie ten parszywy dzień. Dlaczego wspomnienia znowu dzisiaj wracają? Przez cały pieprzony rok potrafię o tym nie myśleć, ale nie kurwa dzisiaj musi wszystko do mnie wrócić.
- Hej słodziaku, może tak małe co nie co? - uśmiechnięta dziwka. Nie rozumiem tej całej logiki bycia dziwką, a może jednak zrozumiałem gdy tutaj trafiłem. Kiedyś myślałem, że kobiety się szanują, bo chcą być szanowane, więc dziwkami nie są, bo jak można szanować dziwkę? No jak?! No jak przedmiot. Kupujemy sobie zabawkę na chwilę, zaspokoimy nasze potrzeby i odstawiamy na bok, aby ktoś inny mógł się też pobawić i tak w kółko. Niestety kiedyś i ja tak zabawiłem się z kobietą, może nie jak z dziwką, może nie cieleśnie, lecz na pewno zabawiłem się jej uczuciami.
- Nie. - odburknąłem.
Kochałem ją prawdziwie i ją zraniłem. Zachowałem się jak idiota i cham. Myślałem, że należy tylko do mnie, a gdy zdałem sobie sprawę z tego było już zdecydowania za późno, aby ją odzyskać. Przez długi czas nie zdawałem sobie sprawy z tego, że to przeze mnie jest ciągle przygnębiona, że to przeze mnie się do mnie nie odzywa, że to ja byłem wszystkiemu winien nie kto inny tylko pieprzony ja sam! Byłem jednak natarczywy, nie dawałem jej spokoju, którego tak bardzo potrzebowała, bo miała mnie po prostu już dość. Zepsułem ją, zabawiłem się nią. Traktowałem ją jak zabawkę, moją własność, którą nigdy nie była. Raniłem ją, nie wiedząc o tym, nie zdawałem sobie sprawy z tego jak bardzo ją krzywdzę i jak bardzo ona zaczyna mnie nienawidzić. Znienawidziła mnie tak jak ja ten dzień.
Tego dnia odeszła. Nie wiem czy do innego, czy po prostu chciała się przede mną schować, nie wiem nic, byłem tego dnia zbyt zrozpaczony, aby racjonalnie myśleć. Wyklinałem ją od najgorszych, nie miałem racji. To nie ona była zła to ja byłem tym złym. Nie wiedziałem jednak o tym. Zraniłem ją, kochając ją. Niestety zrozumiałem to dopiero po fakcie.
Tego też dnia wyjechałem w nieznane, zostawiając za sobą wszystkich, których miałem. Tak właśnie zachowują się samoluby. Samolubem byłem właśnie wtedy. Teraz też nim jestem. Ludzie się nie zmieniają. Ewentualnie, jak to mówili w moich dawnych stronach, zmieniają się z "papucia na lać". Nie mam już swoich danych stron, gdy wyjechałem straciłem i je i wszystkich, których miałem. Tego dnia, nienawidzę tego dnia, najbardziej ze wszystkich.
- Już jesteś. To dobrze. - gliniarz, nie wiem jakie ma tam stanowisko nie znam się na tych ich całej hierarchii, wiem tylko, że nazywa się Rogers, czy jakoś tak.
- Trup. - rzuciłem beznamiętnie.
- No tak, mamy trupa. Kobieta lat około 25.
- Dziwka? - tutaj spotyka się głównie dziwki, więc znowu rzuciłem bezpłciowe pytanie.
- Nie wiadomo - odpowiedział Rogers - miała przy sobie to - wręczył mi srebrny trójką, a w nim wyryty symbol kobiety, kółko z krzyżem na dole.
- Wrócił? - zapytałem kolejny raz beznamiętnie, tego dnia nie mam ochoty, aby żyć, a tym bardziej aby przejmować się jakimś trupem.
- Wszystko wskazuje, że to on. Co roku 23 grudnia od 20 lat ginie kobieta w podobnym wieku, mając przy sobie ten symbol.
- Kurwa! - nienawidzę tego dnia!

wtorek, 16 grudnia 2014

Wigilia

Obecnie mamy okres przedświąteczno wigilijny, znaczy się pewnie większość ludzi ma powoli jakieś wigilie w pracy, szkole, czy gdzie tam jeszcze popadnie. Niestety Szaman Bantu też wpadł na pomysł zorganizowania takiej imprezy. No i jak zawsze coś nie wyszło tak jak miało. Tym razem wszystko zaczęło się nawet spokojnie, tak wiem, wiem zawsze się tak zaczyna, ale nie zawsze tak kończy, dobra nigdy się tak nie kończy.
Tym razem zaprosił każdego kogo tylko mógł, Rudą Tygrysicę, Aferzystę Smoka, Słodką Hydrę, Pamelę Duży Cyc oraz pozostałych mnie znanych, a przynajmniej obecnie mniej znanych obywateli naszej małej wioski, zaprosił także nieznośne goryle, które nie raz przysporzyły mu nie lada kłopotów. Mieliśmy nawet choinkę, taką z prawdziwego zdarzenia ustrojoną, świecącą, palącą się. Zaraz palącą?! Tak ten kretyn zamiast tradycyjnych lampek użył po prostu zwykłych świeczek...
W każdym razie świętowaliśmy jak to przystało na afrykańskie świętowanie, były ryby, były owoce morza, było mięcho, było wszystko czego tylko dusza zapragnie. Nie było tylko Go... Zgadnijcie kogo... Oczywiście Szamanka, bingo! Szczerze mówiąc nawet nam to jakoś bardzo nie przeszkadzało, lecz Ja, czyli Narrator, się rozumie, byłem lekko zaniepokojony tą nieobecnością. Na szczęście mój niepokój szybko znikł, ponieważ pojawił się wychodząc z lasu i o dziwo nic mu nie było, nie był nigdzie podrapany, poszarpany, ani nawet brudny. Dziwne, pomyślałem sobie to do niego przecież niepodobne. Ba! Nawet przyniósł na jakieś drobne prezenty. Głównie było to co można znaleźć w lesie, gałązki, szyszki, żołędzie, kasztany, liście, mogę tak wymieniać w nieskończoność. Byłem wtedy jakoś dziwnie spokojny, że wszystko może się obyć przynajmniej raz bez ofiar. Magia świąt normalnie!
Byłem w błędzie, jak zwykle i teraz mi smutno. Kto mnie pocieszy? Pewnie nikt, bo nikt nie zwraca uwagi na takiego biednego Narratora jak ja. Nawet Szamanek nie dał mi żadnego prezentu, czuję się teraz na prawdę smutny i przygnębiony, ale dobrze nie ważne, nie o mnie mam pisać tylko o tym durniu.
Pamiętacie te świeczki na początku? Świeczki jak świeczki kawałek nitki i wosku. No właśnie wosku, wosku pszczelego jak miało się niebawem okazać.
W oddali słychać tylko znajome bzzz... bzzz... no i bzzz... Myślę sobie muchy, żarcie jest, muchy do żarcia lecą. Muchy to nie były, był to rój pszczół takich dużych, pustynnych się znaczy. Pustynne pszczoły są wielkości szerszenia, więc są większe od tradycyjnych i dają dużo miodku, więcej niż tradycyjne.No i słyszę takie tylko bzzz... i bzzz... i już nie wiem co mam robić. Ale zaraz przecież mam zwierzogadaję pod ręką! Eureka! Geniusz ze mnie! I tylko słyszę: "Gdzie jest ten cholerny Wasz Szaman! Różowonosy Renifer Ignaś powiedział nam, że to on zakosił nasz super miodek!".
Szaman podrywa się do ucieczki i... i zahacza o choinkę... Ta się przewraca. Świeczki się przewracają. Ogień się rozprzestrzenia. Bzzz... oddala się, pszczoły nie lubią ognia, jak nikt inny na tym świecie, a przynajmniej te. Wioska płonie, wszystko płonie. Wszyscy biegną w stronę studni, próbując ugasić pożar. Niestety. Jest tutaj na tyle sucho i gorąco, że ogień szybko się rozprzestrzenił i strawił wszystko co mógł, nie mógł wiele, ale to co było to spalił.
Była wioska i nie ma wioski, smutno. Teraz nikt się do Szamanka nie odzywa. Smutno i mi z tego powodu.Wszyscy są na niego źli, że przez jego głupotę trzeba wszystko znów odbudować, a ten głupi siedzi w kącie i tylko beczy jak mała dziewczynka, płacze i płacze. Żal mi się go zrobiło. Biedny biedaczek, a miało być tak pięknie, a chciał tak dobrze. Wyszło jak zwykle i się załamał Szamanek.
Może do cholery ktoś się w końcu do niego odezwie?! Chciał przecież dobrze!

wtorek, 9 grudnia 2014

U Pani Cioci w piwnicy

"Bo to zła kobieta była", a przynajmniej tak po dziś dzień nasz kochany Szamanek to tłumaczy, jak to z nim bywa ma się z czego tłumaczyć. Pamiętacie może historię ze strychem i z wielką katastrofą jaka się z nią wiązała? Nie? To może i lepiej.
Pewnego razu za siedmioma górami, za siedm... Dobra olać to. Gdzieś tam gdzie ludzie mieszkają w tych całych tak zwanych blokach, mieszkała ona, Ciotka się znaczy, Ciotka Szamana Bantu, a wtedy nie Szamana, lecz Naukowca. Co prawda z niego wtedy był taki Naukowiec jak ze mnie teraz jest, hmm... dobrze nie mówmy lepiej o mnie, bo to też nie ma sensu najmniejszego. W każdym razie Ciotka, znaczy się Zła Kobieta, albo lepiej Ciotka? Sam nie wiem. Nazwijmy ją najlepiej Pani Ciocia, tak będzie najbardziej neutralnie, chyba.
Pani Ciocia miała piwnicę. Piwnica jak to piwnica zbyt wielka nie jest, nie była i nie będzie taki już los piwnicy. W piwnicach znajdują się różne rzeczy małe i duże. Niestety małe rzeczy łatwo strącić, a duże wcale nie trudniej. Tak też było oczywiście w tym przypadku.
Nasz kochany Naukowiec Bantu miał po prostu pomóc w porządkach u Pani Cioci w piwnicy. Niestety. Nikt jeszcze wtedy nie wiedział o jego samodestrukcyjnych talentach, nikt też nie wiedział co może znaleźć w zwykłej piwnicy zwykłej kobiety. Na początku wszystko szło jak po maśle, czyli nic złego się nie działo, totalnie nic, aż dziwne, że tak długo mogło się nic złego nie dziać. Nic jednak nie trwa wiecznie, a na pewno nie bezpieczna praca Szamka, czy jak mu tam teraz Naukowczyka. Okazało się, że jednak Pani Ciocia to nie jest taka zwykła i spokojna Pani Ciocia za jaką każdy z nas mógłby ją mieć, albowiem posiadała w swym zacnym piwnicznym arsenale dość sporych rozmiarów wannę, rozumiecie to wanna! A w tej wannie dwa sporych rozmiarów szklane zbiorniki z samogonem! Rozumiecie to Zła Kobieta, Ciotka, Pani Ciocia, czy jak zwał tak zwał, pędziła sobie po kryjomu bimber! Nie no teraz to już można nazwać ją Złą Kobietą, więc od teraz nie będzie Pani Ciocia tylko Zła Kobieta. Ale jak to bywa z Bantu ten nie należy do zbyt rozgarniętych ludzi, ani zbyt zwinnych, więc jakimś cudem musiał wywrócić wannę ze zbiornikami, z których oczywiście cały alkohol musiał się wylać i zalać piwnicę. Jednak nie to w tej opowieści jest najgorsze. Najgorsze są instalację elektryczne w takich miejscach, często jest to po prostu swobodnie wiszący kabel z żarówką. Oczywiście podczas unikania oblania się bimber Szamanek musiał zahaczyć o ten piękny kabelek, śliczna iskiereczka zapaliła, świetny bimberek. No i tak powstał pożar w piwnicy. Zła Kobieta miała jeszcze pełno pustych pojemników po dezodorantach i innych tego typu sprejach. Ten kto kiedyś wrzucił takie coś do ogniska może wiedzieć jaki tego jest efekt, a ten kto tego nie próbował, lepiej niech tego nie próbuje.
Efekt tego całego sprzątania był taki, że mieliśmy efekty niczym z poligonu, dzięki wybuchającym sprejom, a raczej tego co po nich zostało. Biednego Szamanka już nikt nigdy nie zaprosił do wspólnego sprzątania, a zwykła Pani Ciocia jest teraz Złą Kobietą. Przynajmniej tak się tłumaczy biedaczek Szamanek.

wtorek, 2 grudnia 2014

Szaman Bantu vs Nieszczęśliwa Miłość

W zasadzie nie wiem jak to napisać, ale jedno jest pewne Nieszczęśliwa Miłość to kobieta, a kobietom szacunek się należy, więc nazwałem ją Nieszczęśliwa Miłość a nie nieszczęśliwa miłość, szacunek musi być.
Kiedyś dawno temu pisałem jak to nasz kochany Szaman Bantu się zakochał, niestety już nie pamiętam, która to niewiasta była, świta mi jedynie, gdzieś tam w czeluściach mojego nieskończonego rozumu to, że wtedy był jeszcze Naukowcem Bantu i była to brunetka, a przynajmniej jakiś ciemny kolor włosa na swym pięknym czerepie posiadała. Czy pięknym? Nie wiem, ale skoro ten głupek się w niej zakochał to musiał być piękny przynajmniej dla niego.
Niestety głupek, zwany potocznie obecnie Szamanem Bantu, dość często podczas swych przygód się zakochiwał, a zakochiwał się w różnych niewiastach, a to rude, a to czarne, a to blondynki. Jedno jest jednak pewne najczęściej były to te z ciemnymi włosami, potocznie zwane czarownicami. Proszę teraz nie zadawać tych głupich pytań, dlaczego są lub były zwane czarownicami, nie wiem i pewnie nie dowiem się jeszcze przez długi czas! Szkoda.
Dobrze ale zakochiwał się i zakochiwał się, a potem się odkochiwał, wieczna walka z Nieszczęśliwą Miłością. No ale w sumie nie ma się co dziwić człek wyglądający jak nerd, a przynajmniej tak się teraz potocznie określa właśnie takie osoby, które charakteryzują się tym, że są... no dziwne są. Jedyne na co taka osoba może oczekiwać od ładnej dziewczyny to na to, że dostąpi zaszczytu posiadania friendzone level over 9000 i tyle, nic więcej, wieczny przyjaciel. Ale nie ten głupek zawsze sam siebie okłamywał, że będzie inaczej, że w końcu los się do niego uśmiechnie, albo jakaś ładna dziewczyna. No i tak to trwało wieki, no dobrze miesiące co najwyżej. Walka z Nieszczęśliwą Miłością.
Lecz pewnego dnia podczas codziennego doglądania szympansów, albo to jednak były smoki? Dobrze, nie ważne, zostańmy przy smokach. Doglądał tak te smoki, aż stwierdził, że Nieszczęśliwa Miłość nie istnieje, bo Miłość to dobra kobieta, a Nieszczęśliwa to zła kobieta, a w złej kobiecie nie można się zakochać, bo po prostu nie można i już to przeczy logice. Zakochać możemy się tylko w czymś co jest według nas dobre. Coś co jest złe powoduje u nas lęk i strach, a od tego każdy woli trzymać się z daleka.
Tak też zrobił uciekł od Nieszczęśliwej Miłości spuszczając ją po prostu w wychodku niczym zwykłą poranną kupę, niestety do tej pory Szamanek nasz kochany odżywiał się niezbyt zdrowo toteż ta poranna kupa była dość niemiło pachnąca. Gdyby zrobił to od razu tak jak należało teraz by nie leżał przy wychodku ledwo łapiąc oddech. No nic pora założyć maskę przeciwgazową i iść go jakoś ocucić. Lecz pamiętajcie z miłością jest jak z kupą, gdy zaczyna uwierać i powodować w nas złe odczucia pora się jej jak najszybciej pozbyć, bo efekty mogą być opłakane i wymagać interwencji medyka, a ich to lepiej unikać szerokim łukiem, no przynajmniej takiego jakim był kiedyś Medyk Bantu, ale to inna historia na inny dzień. Na mnie już czas, pędzę czym prędzej, aby Szamana ratować, bo jeszcze się tam udusi definitywnie i ostatecznie na śmierć.