sobota, 25 maja 2013

Eliksir Miłości

No tak w końcu musiało dojść, w końcu ten głupek wpadł na ten głupi pomysł i niestety jak to zawsze bywa z jego pomysłami skończyło się na katastrofie. Po tych wszystkich niepowodzeniach w sferze uczuciowej zrozumiał teraz gdy siedzi w tej szamańskiej dziurze otoczony z każdej strony miłością. Miłością goryli, orangutanów, smoków, hydr, pingwinów, tygrysów i całej reszty tego naszego tałatajstwa. Okej miłość, każdy dookoła się w kimś kocha z kimś się kocha, kochają się wszyscy wzajemnie, a nasz biedaczek Szamanek jak nie kochał tak nie był kochany. Już za czasów gdy jeszcze był Naukowcem Bantu, czyli przed naszym przybyciem tutaj, czyli przed tym gdy został Szamanem Bantu, czyli wtedy kiedy opowiadałem wam jak to pewna piękna niewiasta zawitała do skromnego laboratorium naszego bohatera, a on jak to on, niefortunnie się w niej zadłużył. Do teraz nie rozumiem dlaczego już wtedy nie wpadł na ten pomysł, na który wpadł parę dni temu, ale może to i dobrze, bo w laboratorium skala zniszczeń mogła być znacznie większa niż tutaj, na otwartej przestrzeni. Ale wracając do tematu... Albo czekajcie! Opowiadałem o tym jak Szamanek zakochał się w czasach gdy jeszcze nie był Szamankiem?! Ups... ma pamięć mnie zawodzi... Wstyd i hańba! Mea culpa! Dobrze, ale przejdźmy dalej, dalej i dalej, znacznie dalej, bo do czasów współczesnych, czy tam teraźniejszych.
Otoczony całą tą miłością wokół siebie Szamanek doszedł do wniosku, że pora coś z tym w końcu zrobić i ruszyć głową, aby odmienić swoją obecną jakże niefajną sytuację, ale nie wiedział, iż ta jego obecnie niefajna sytuacja zmieni się w jeszcze bardziej niefajną dzięki jego kolejnemu powiedzmy wynalazkowi. Wynalazek jak to z wynalazkami bywa dla kogoś takiego jak Szamanek, a nie zapominajmy, że kiedyś był Naukowcem, nie jest niczym trudnym to wymyślenia, ani też niczym trudnym do zrealizowania. Toteż nasz ukochany bohater jak pomyślał tak wymyślił i tak zrobił, ale nie pomyślał do końca w sumie tak to bywa z wynalazkami, że nie zawsze służą dobru. A ten w sumie służył... Sam nie wiem czemu. Aaa... dobra chodziło o to, żeby ktoś się w Szamanku zakochał!
Tym razem niestety, albo na szczęście nie mam pojęcia z czego powstał ten zacny trunek zwany Eliksirem Miłości, ale wiem, że Szamanek do mądrych ludzi nie należy, to w ogóle jest człowiek?! Nie przemyślał nasz nieszczęśnik jednej rzeczy, otóż tej najważniejszej. Każdy eksperyment wymaga testów, eksperyment, czy tam wynalazek i ten wynalazek wcale nie różnił się od innych, wymagał testów. Niestety nie miał nasz kochany na kim testować, bo co by było gdyby eksperyment się powiódł na osobie, na której powieść się nie powinien? Postanowił, więc samemu wypić trunek zwany Eliksirem Miłości i w taki sposób doszło do małej katastrofy, przynajmniej jeżeli chodzi o Szamanka, bo ten głupi nie pomyślał, że jeżeli sam wypije to co, to zakocha się w samym sobie! Teraz siedzi taki zakochany w sobie, gapi się w lustro, gapi się w siebie jak w jakiś obrazek! Wygląda to strasznie niesmacznie i żal mi go, bo z tej rozpaczy musiał zakochać się w samym sobie. Najukochańszy Narrator ma smutną minę.

wtorek, 23 kwietnia 2013

Początek

Światem rządziła dwójka władców Chaos oraz Harmos, lecz pewnego dnia narodził się ten, który wszystko zmienił. Kritikaos. Twórca wszelkiego życia. W przeciwieństwie dwóch pozostałych władców był on dobry, chciał aby ludzie poznali zapach roślin, poczuli powiew powietrza na swych policzkach, aby doznali uczucia ciepła oraz chłodu, aby posmakowali świata. Niestety dwójka pozostałych panów nie była tego zdania. Władca ciemności i śmierci, pragnął, ażeby ludzie żyli niczym robaki bez zmysłów, bez uczuć, bez potrzeby bytu, za to jego przeciwieństwo, pan światła oraz wiecznego życia, chciał, aby ludzie pozostali w swoim wiecznym letargi, błogiej nieświadomości, nicości. Oboje twierdzili, że dawanie ludzkości jakichkolwiek uczuć nie przyniesie im żadnych korzyści, lecz masę utrapień. Niestety, albo na całe szczęście Kritikaos nie mógł znieść tego jak jego bracia traktują te niewinne istoty jakimi są ludzie i nastała era końca i początku, wiecznej wojny bogów, władców, panów w wyniku, której doszło do wielkiego wybuchu i unicestwienia boskiej trójcy w następstwie czego każdy z ludzi otrzymał jeden z boskich pierwiastków. Ogień, ziemia, woda, powietrze, mrok oraz światło. I nastała era ludzi. Bogów już nie ma.


- Tak drogie dzieci powstał nasz świat. W wyniku wielkiego wybuchu, bogowie rozpadli się na kawałeczki, a one zostały wchłonięte przez ciała naszych przodków i tak dziedziczymy je z pokolenia na pokolenie. Spójrzcie na to. - W tym samym momencie w dłoni mistrza Wergilusza pojawił się płomień.
- We mnie płynie jedna z mocy, która powstała po rozerwaniu Kritikaos. Pierwiastek ognia. Nazywamy je też foryoku ognia. Każdy z was tutaj posiada foryoku ognia. Po skończeniu tej akademii będziecie adeptami potrafiącymi wykorzystywać w mniejszym lub lepszym stopniu swój element. Jedni z was będą używać swoich zdolności w dobrym celu, inni wręcz przeciwnie. Ale teraz jesteście w akademii i musicie się podporządkować tutejszemu regulaminowi oraz warunkom tutaj panującym. Mam nadzieje, że je dobrze znacie, bo w przeciwnym razie to może się dla was źle skończyć. A teraz rozejść się na pierwsze zajęcia.
No i tak przez 13 długich i nudnych lat pod okiem wielu lepszych i gorszych nauczycieli uczyłem się władania foryoku ognia. Teraz jestem adeptem ognia i cały świat stoi przede mną otworem. Nic nie wiem o świecie zewnętrznym tak samo jak i kilkadziesiąt innych osób, które razem ze mną skończyły akademię. Co prawda uczono nas jak on wygląda i to, że spotkamy na swej drodze masę innych osób, posiadaczy różnych foryoku. Jedni będą dla nas dobrzy, inni będą chcieli nas skrzywdzić, okraść, lub zabić. Tak jak oni tak i my możemy zrobić z nimi to co nam się podoba. Tylko od nas zależy jaką ścieżkę obierzemy.

czwartek, 4 kwietnia 2013

Istota Istnienia

Coś się budzi, coś zasypia.


      Kim jestem dokąd zmierzam, skąd pochodzę, po co istnieję? Istnienie cóż to takiego? Istota ma prawo istnienia. Istota? Istoto! Istoto... zbudź się. Nie lękaj się istoto. Zbudź się.

Co to było? Co to za sen? Istnienie? Istota? Istota istnienia? Nic z tego nie rozumiem, to wszystko było tak prawdziwe, ten sen. Cóż to miało oznaczać? W życiu miewałem wiele dziwnych snów, ale ten był zupełnie inny. Inny? Co się właściwie ze mną stało? Kim jestem? Gdzie jestem? Umarłem? Nie ja przecież żyję. Żyje? Dlaczego żyje? Po co? Dla kogoś? Dla czegoś? Ten sen...

Sen o śmierci. Sen o plugastwie tego świata. Sen o istnieniu, które istnieć przestało. Mord, gwałt, nienawiść, śmierć, mogiła. Moja mogiła. Dlaczego? Za co? Cóż ja takiego uczyniłem? Klątwa, przekleństwo. Demon? Bies? Diabeł? Istota demona, demonicznej mocy? Istota istnienia? Czego? Demona? Kim jestem? Demonem? Nie wiem zasypiam, zaraz zasnę już nic nie wiem, sen... Znów sen... O istocie istnienia. O śmierci. O mocy. O istnieniu, które nie istniało. Nic kompletnie nic z tego nie rozumiem i chyba nie zrozumiem. Nigdy. Nigdy? Nigdy?!

Gdzie teraz jestem co się ze mną stało? Ten sen niepokoi mnie już od dłuższego czasu, ale zawsze budziłem się w domu, w moim łóżku. A teraz? Gdzie jestem? Czy zwariowałem? Trafiłem do zakładu dla obłąkanych? Nie to na pewno mi nie wygląda na zakład dla umysłowo chorych. Jestem w domu, we własnym domu. Niby ten sam, a inny, taki obcy. Co się ze mną stało? To ten sen? Nie wiem. Nigdy się nie dowiem. To tylko sen. Dziwny, inny, przerażający, a za razem fascynujący. Muszę wyjść na powietrze. Za oknem ulewa, deszcz siecze po oknach. Dokąd i po co mam wychodzić? Nie wiem. Nigdy się nie dowiem. Wyszedłem.

Nie wiem dlaczego wtedy wyszedłem, ale wyszedłem. Teraz jestem jednym z nich. Niektórzy nazywają nas psycholami, inni demonami, a inni zaś geniuszami. Każdy z nas jest inny. Każdy z nas ma inne zdolności. Każdego z nas doprowadziły tutaj sny. Jeden sen. Inny, ale sen. Sen, który kazał nam wyjść. Każdemu z osobna. Wyszliśmy. Jesteśmy tu. Po co? Nie wiemy. Dowiemy się? Nie wiem.

Sen mówi umieraj. Umarłem. Odebrałem sobie życie, a jednak żyję. Kim jestem? Czym ja jestem?

„Jesteś tym, który gardzi śmiercią, tym który mrok i ciemność ma za przyjaciół. Jesteś ciemnością, śmiercią, koszmarem. Będziesz żyć wiecznie, bo nigdy się nie narodziłeś. Zawsze byłeś i będziesz. Imię twe to...”

Zbudź się. Zbudź się. Co się stało? Sen, dziwny sen, a teraz ja leżę gdzieś cały przemoczony, a obok mnie stoi starzec. Pewnie bezdomny, jakich w tych czasach pełno na ulicach.

- Zbudź się.

- Gdzie ja jestem i dlaczego jestem cały mokry?

- Nie wiem po co tutaj lazłeś w taką pogodę, ale za to wiem gdzie jesteś. Wpakowałeś się w niezłe gówno chłopcze.

- W co? Jak dlaczego?

- Stałeś się jednym z tych sennych ludzi, jednym z tych psycholi, czy tam geniuszem różnie nas nazywają.

Jednak to nie bezdomny choć na to wygląda na pierwszy rzut oka. Starzec ubrany w byle jakie łachy z brodą długą na co najmniej dwadzieścia centymetrów. To nie jest jakiś tam żul, czy bezdomny. On wie coś czego ja nie wiem. Więc to co się stało to nie tylko sen?

- Jesteś tak jak i ja oraz grupa innych ludzi, sennkiem. Człowiekiem obdarzonym przez sen ciekawymi zdolnościami. Na czym polegają twoje zdolności tego jeszcze nie wiem. Ty tym bardziej nie wiesz. Za pewne chcesz się dowiedzieć, prawda? Chodź za mną, więc.

Nic nie odpowiedziałem po prostu poszedłem w nieznane.




Istota?


    Istota? Kim jestem? Istnienie? Czym jestem? Jesteś koszmarem, zjawą, nocną marą. Jesteś śmiercią, chaosem, zagładą. Imię twe to...

Sen. To był tylko kolejny sen.

- Kim jesteś?

- Tą samą osobą, która znalazła cię całego przemoczonego w parku.

Tym razem nie przypominał wyglądem starca. Teraz wyglądał zupełnie inaczej. Przypominał mężczyznę w wieku około czterdziestu lat. Miał kasztanowe, krótkie włosy. Totalnie nie przypominał tamtej postaci, więc zapytałem.

- Jakim cudem, jakim cudem twój wygląd się tak zmienił?

- To moje przekleństwo – odpowiedział z uśmiechem na twarzy – To moje przekleństwo lub dar jak kto woli. Taki już jestem. Takim się stałem. Taki się pewnego razu obudziłem. Taki dar lub przekleństwo dał mi sen. Tobie też dał coś takiego, jeszcze nie wiemy co to takiego, ale się za pewne niedługo dowiemy.

Nic nie odpowiedziałem. Siedziałem na łóżku. Nie wiedziałem nic. Totalnie nic, a on kontynuował dalej z uśmiechem na ustach.

- Moja hmm... zdolność polega na tym, że mogę się zmienić w dowolną osobę jaką zdołam sobie wyobrazić. Dzięki temu być dosłownie każdym. Mogę wyglądać tak jak chcę, mogę mieć dowolną barwę głosu, akcent, mogę dowolnie manipulować położeniem narządów wewnętrznych. Mogę być dosłownie każdym. Nawet tobą. Sny dają ciekawe możliwości i tylko od ciebie zależy jak z nich skorzystasz. Swoją drogą jestem ciekaw co dał ci sen. A ty?

Sam nie wiem. Nie wiem nic. Robię się senny. Zasypiam. Zasnąłem. Kobieta. Dziecko. Lucyfer. Śmierć. Zagłada. Ogień. Mrok. Ciemność. Ogień. Ogień pali. Ból. Jaki ból? Cierpienie? Ciemność? Cierpienie. Ciemność. Cierpienie! Ciemność! Ból!

To znów kolejny sen co się ze mną dzieje? Mężczyzna, z którym wcześniej rozmawiałem nadal tutaj siedzi. Siedzi ale jego wyraz twarzy definitywnie wskazuje na to, że coś musiało się stać, coś go przestraszyło, przeraziło.

- Co się stało? - zapytałem.

- Twój sen, ten sen, wiesz co oznacza? - odpowiedział po chwili milczenia.

- Nie mam pojęcia. Bez przerwy mi się coś takiego śni. Widzę ból, cierpienie, rozpacz. Czuje w sobie przeszywające uczucie śmierci dookoła mnie, ale ja sam nic nie potrafię zrobić, nie wiem gdzie jestem, nie wiem kim jestem, nie wiem nic. Może ty mi w końcu wyjaśnisz co tutaj się dzieje?

- Szczerze powiem sam nie wiem co się tutaj dzieje. Jesteś zupełnie inny niż my wszyscy. - odparł po chwili milczenia z widocznymi kroplami potu na czole. Zupełnie tak jakby się czegoś bał i coś go w niewiadomy sposób przeraziło. - Każdy z nas jest co prawda inny, ale charakteryzują nas specyficzne cechy. Tak zwana domena. Istnieje sześć domen. Domena światła i mroku oraz domeny czterech żywiołów ognia, ziemi, powietrza, wody. W tobie nie ma żadnej z wymienionych domen. Ty jesteś jak nieudany produkt. Coś w rodzaju falsyfikatu, który nie powinien nigdy powstać. Ja jestem sennikiem człowiekiem obdarzonym przez sen pewnymi zdolnościami, ty kim jesteś nie wiem nie mam pojęcia...

Kim jestem? Czym jestem? Istota? Istnienia? Istoto przyjdź do mnie. To ja ci wskaże właściwą drogę. Choć tu do mnie, do mnie...

Wstałem, poszedłem, obudziłem się, a on nie żył. Nie żył? Właściwie kto to był, kim on był? Na jego twarzy widnieje grymas, grymas bólu i przerażenia. Co tu się stało? Spałem? To ja zrobiłem? Dlaczego ja? Nie na jego ciele nie widać ran. Zero ran nic, a nic. Umarł na wskutek zawału? Z przerażenia? Nasza ostatnia rozmowa była taka inna. Na początku było widniał na jego twarzy uśmiech zachwyt, że ktoś nowy zawita w szeregi, następnie przerażenie, ogarniające go przerażenie, które teraz mnie ogarnia. Ogarnia i nie przestaje. Co się ze mną dzieje? Dlaczego tutaj jestem? Co to za miejsce? Kim jestem? Nie wiem. Zasnąłem... I znów sen ale tym razem inny...

czwartek, 14 lutego 2013

Walentynki

Walentynki to całkiem ciekawy czas. Jedni się tego dnia załamują, że są wiecznie samotni, drudzy odwiedzają w ten dzień monopolowy, aby kupić wino i wypić je ze swoją drugą połówką, inni zaś kupują swoją drugą połówkę, następni wydają krocie na serduszka i inne badziewne oraz kiczowate upominki, idąc tylko za głosem tego, że są walentynki. Jedno jest pewne jedni całkiem lubią te święto drudzy go całkiem nie lubią, a trzeci mają je gdzieś i wbijają kolejny w swojej ulubionej grze. Ja tam w obliczu tego, jakże zacnego święta postanowiłem trochę porozkminiać na temat, jakże pięknego tematu miłości! Tak, dziwnym zbiegiem okoliczności postanowiłem napisać czym dla mnie jest miłość, albo czym nie jest. No to zaczynamy.
Na pierwszy ogień idzie opcja materializmu dzisiejszego święta, święta ponoć ludzi zakochanych, których miłość w jakiś dziwny sposób promienieje tego dnia, dziwne że np. wczoraj ta ta cała miłość nie promieniała, ale pomińmy to i przejdźmy do sedna. Miłość. Jakież to piękne uczucie dwójka zakochanych osób całujących się w autobusie na oczach reszty pasażerów, jakież to romantyczne oraz jakież to piękne, tak kwitnąca miłość! Oczywiście za autobus można w tym przypadku wstawić inny środek transportu publicznego. Ale wróćmy do tej całej miłości jakaż ona wielka i każdy musi ją widzieć. Najlepiej, aby parka, która właśnie sobie wyobraziłem zaczęło się rozbierać i zaczęła ze sobą kopulować... Czy to jest objaw miłości? Nie wiem może i jest, bo jakby nie patrzeć ten cały tekst pisze osoba, pozbawiona romantyczności oraz będąca od dawien dawna w świetnym i idealnym związku ze samym sobą. Może to tylko moje rozgoryczenie płynące z faktu bycia samotnym? Nie wiem. Ale dobra znowu odpływam w świat mego monologu, który mało kogo interesuje. Dobra, więc uznajmy, że to zdarzenie wyżej opisane jest aktem miłości dla tamtej jakiejś tam dwójki osób, może dla mnie nie, ale jak to mówią: "Co kraj to obyczaj", czy tam "Są gusta i guściki". Pora przejść jednak do sedna sprawy, bo szkoda czasu na wyrzucanie moich żalów do całego świata za to, że ktoś tam jest zakochany i ma swoją drugą połówkę przy sobie, a ja po nią muszę iść do sklepu. No ale czym moim zdaniem do cholery jest ta cała miłość?! Otóż to w miarę proste jednak jest. Miłość to nie są te całe serduszka i inne duperele dawane sobie z różnych okazji. Miłość to raczej świadomość tego, że ma się bliską osobę, na którą można liczyć. Jest to też jakaś zwykła głupia troska o drugą osobę. Jak widać nie jest to coś nadzwyczajnego zwykłe takie obcowanie z drugą osobom bez tego całego obnoszenia się z tym chodzenia jak papużki nierozłączki oraz okazywanie sobie tak jakoś publicznie swojej miłości i uwielbienia drugiej osoby. Te całe przytulania i całowania i inne fajne rzeczy niech jednak zostawią dla siebie, niech robią co tam chcą ze sobą w domu, mieszkaniu, czy tam jakimś pokoju, bo jednak nie każdy lubi oglądać dwójkę całujących się osób w powiedzmy autobusie, tak wiem jestem rozgoryczonym singlem. Czyli podsumować moje wypociny na temat miłości można tak, że dla mnie ta cała miłość to wcale nie są jakieś tam serduszka i trzymanie się za rączki, lecz po prostu zwykłe zrozumienie przez drugiego człowieka i akceptacja przez niego, wiem może to i nudne, ale cóż...
Dzisiaj jest w sumie św. Walentego patrona zakochanych (chyba) i z tego okazji kupujemy mnóstwo upominków z nim związanych, np. jakieś tam serduszkowate breloczki, jutro jest św. Klaudiusza patrona kamieniarzy i rzeźbiarzy, czy z tej okazji jutro będziemy kupować upominki z tej okazji?
Dobra kończe ten pełen goryczy wpis i apeluje do jakiś moich fanek, która należą do moich cichych fanek coby się jakoś ukazały, to może za jakiś rok, tego dnia już nie będzie tak nędznego i niemiłego wpisu, a coś zupełnie odwrotnego :D

poniedziałek, 11 lutego 2013

Powrót rudej tygrysicy

Uuu... Szamanka coś ostatnio poniósł melanż i odważył się sam coś napisać, no ale już wytrzeźwiał i nie liczcie na więcej jego wypocin. Znów była mała przerwa w pisaniu czegokolwiek, a miało nie być tak długich przerw, no ale cóż, nie moja wina. Znów wydarzyła się mała afera. Jak dobrze wiadomo Hydra to jak sama nazwa wskazuje kobieta, trochę ekhem... wybuchowa, ale kobieta, czy tam samica. No i zaczęła robić jakieś dziwne ruchy w stronę Szamanka naszego kochanego, a to daje mu lizaki w kształcie serduszek, a to jakieś inne serduszkowe słodycze, ogólnie tyle tej słodyczy, że nawet mi, naczelnemu słodyczożercy robi się od tej słodyczy niedobrze! Ale dobra olać to mnie to nie dotyczy i mi to tam lotto co robi ta cała Hydra i jak na to reaguje Szamanek, ale kurde jak pojawia się już niemała afera w mojej mieścinie, ekhem... to można jakoś inaczej, lepiej nazwać, ale niech będzie mieścina. No to pojawia się afera i pora żebym interweniował! Pamiętacie pewnie tą rudą tygrysicę, która tak pokaleczyła Szamanka jakiś czas temu? Ano, pewnie pamiętacie, bo mało kiedy nasz kochany bohater jest tak pokaleczony, a był pokaleczony niby z miłości, czy czegoś tam nie wiem w sumie jak to nazwać, kaleczenie kogoś to miłość?! Dobra nie wnikajmy było minęło, trzeba pamiętać, że koty mają niemałe i niemało ostre pazury, może to po prostu wypadek przy pracy wtedy był, czy coś. Dobra, ale wracając do teraźniejszych wydarzeń to w akcie tych dziwnych manewrów ze strony Hydry, pojawiała się na dzielni Tygrysica, a że ona temperament też ma to zamiast spokojnie, polubownie jakoś załatwić tą całą sprawę miłości do ukochanego to zaczęła się niemała zadyma. Jedna drugiej nie była dłużna w niczym. Trzeba było interweniować. Znalazłem w fartuchu Szamanka tajemnicze urządzenie to się zwie Odsyłacz Złej Wiary, a przynajmniej tak myślałem, bo gdy na nich to zastosowałem to tak jakby poniosło wszystkich dookoła razem z tą dwójką i teraz trwa ogólna i raczej niefajna zadyma, o nie wiadomo co. Ałłł... właśnie oberwałem czymś twardym w głowę, Narrator zaczyna płakać. Dobrze kończę zanim się totalnie rozpłacze!

wtorek, 5 lutego 2013

Pożegnanie z latem

Dużo wina się piło i mało się spało, tak zaczęła się wakacyjna przygoda. Tak też i się skończyła, ja jako właściciel, pan i władca szamańskiej szamańskości mam prawo do wypowiedzenia się w końcu na mój stosunek do szanownego pana Narratora, niżej znanym jako Narrator. Mam również chęć do wyrażenia mojego niesmaku co do tej osoby oraz czuje potrzebę zdementowania jego czegoś tam co go czyni bardziej sławnym ode mnie. Jak wiadomo ja jestem najbardziej sławnym KimśTamPoCośTam, a nie on! On jest tylko narratorem, zwanym Narratorem i myśli, że jest fajny. Ale wcale taki fajny nie jest jak mu się wydaje, bo.
Po pierwsze! Wszystkie pomysły wymyślane przez niego są przyczynami mojego poczynania, czyli jakby na to nie patrzeć to jego pomysły są moimi pomysłami, czyli jestem w tej chwili na równi z nim.
Po due, cokolwiek to znaczy, jeżeli coś jest wytworem mej wyobraźni to jest wytworem mej wyobraźni, a nie wytworem Narratora! Czyli to ja jestem pionierem oraz wizjonerem moich wizji, to tylko i wyłącznie moje życie, a nie życie innych!
Po "tree", drzewo zawsze się przydaje.
Po czwarte, Bantu jest niesamowity.
Po piąte. Od teraz ja jako właściciel praw autorskich do szamańskości, przejmuje totalnie kontrole nad wszystkim i wymiar tego miejsce diametralnie się zmieni! Zostanie totalnie zniszczony jak wszystko wokół niego. Pora na rewolucje, która jest w nas! Było ciepłe lato, choć czasami padało! Ale było ciepło i to się liczy!

poniedziałek, 4 lutego 2013

Połsłońce

Czynnik ludzki, jedyny czynnik, którego nie da się przewidzieć. Ludzie w swoich uczuciach są tak obrzydliwie nieprzewidywalni, że potrafią dokonać destrukcji czegoś z pozoru nie do zniszczenia. Tak też było w tym przypadku, społeczeństwo rozgoryczone pragnące czegoś co nie było dla nich, postanowiło sobie zagarnąć to na własną rękę co doprowadziło do destrukcji piękna. Zdemoralizowane społeczeństwo posiadające dostęp do praktycznie wszystkiego, broni, dragów, alkoholu, rozrywki, sexu. Obłuda zagościła na stałe u większości ludzi na każdym kroku można było spotkać dziwkę, a tuż za rogiem właśnie ktoś giną postrzelony, albo z przedawkowania dragów, albo upojenia alkoholowego. Ludziom niczego nie brakowało, a chcieli coraz więcej i więcej. Zaczęli toczyć wojny sami nie wiedząc o co i po co, bo posiadali wszystko, chyba tylko z czystej rozrywki i zaspokojenia swojego chorego fetyszu. Wojny doprowadziły do wyniszczenia wszystkiego co piękne zniknęła trawa, zniknęły lasy, morza szalały po zniszczeniu księżyca. Chore społeczeństwo pragnęło destrukcji totalnej oraz z nienawiści do istnienia czegoś czego posiadać nie mogą opracowali bombę, która pozwoliła im wysadzić księżyc na skutek czego wody zaczęły szaleć, pozbawione swojego strażnika. Coraz nowsze technologie pozwalały niszczyć coraz więcej i więcej. Wysyłali bomby na inne planety, aby je niszczyć. A Ziemia umierała razem z resztą Układu Słonecznego, a wraz z ziemią wszystko co żyło na niej. Po zniszczeniu większości planet było im dalej mało w dalszym ciągu musieli zaspokajać swoje chore żądze zniszczenia. Postanowili wysadzić Słońce. Uczynili to. Połowicznie. Połowa Słońca została zabita, straciła swój blask i potęgę, a wraz z nią zniknęło życie, te ostatnie, ta nadzieja, zniknęło wszystko, zgasł ostatni promyk. Słońce straciło swoje życie. Została tylko świecąca ostatnim tchnieniem gwiazda, gwiazda, która niebawem umrze, a wraz z nią wszystko co żyje. Półsłońce.

czwartek, 31 stycznia 2013

Igraszki na strychu

Dobra, dobra mam już dość tych wszystkich smoków, hydry i innego tałatajstwa, pora przenieść się trochę w czasie i powspominać stare dobre czasy jak to Szaman Bantu szamanem nie był. Wszystko zaczęło się pewnego letniego popołudnia, gdy do kochana babcia naszego obecnego Szamana postanowiła zrobić małe porządki na strychu. Wszystko byłoby bardzo fajnie i spokojnie, gdyby nie jedno! Nasz kochany Bantu, bo wtedy jeszcze nie był ani Szamanem, ani Naukowce, ale już eksperymentował z różnymi dziwactwami. Znalazł sobie swój stary chirurgiczny młotek, sam nie wiem dlaczego się tak nazywa skoro to zwykły młotek, ale niech będzie. Wszystko byłoby bardzo fajnie i nic by się nie stało, gdyby nie znalazł gwoździa samowkrętaka. Tak, tak! Jest to bardzo niezwykły gwóźdź! Wynalazek jeszcze z czasów dziadunia Bantu. Nikt nie wie jak to działa i dlaczego tak to działa, ale działa bardzo fajnie, po prostu przykładasz go do danej powierzchni, a on pyk i już sam się wkręcił. Niesamowite, prawda? Dziadunio Bantu był ekspertem w dziedzinie wynalazkości, nie to co nasz przygłupi i niezdarny bohater. Okej znalazł sobie tego młotka i tego gwoździa i postanowił je zaraz wypróbować, ale coś mu nie wyszło, bo gdy przyłożył samowkrętaka do pobliskiej deski, okazało się, że za nią płynie rura z wodą, no i zaczęło się... Rura przewiercona, woda się leje, leje i leje, coraz mocniej się leje, aż tu nagle KABOOOOM!  Ciśnienie było tak ogromne, że zmiotło cały strych z powierzchni ziemi i z drobnych porządków zrobił się drastyczny porządek. Strychu nie ma, problem znika ze sprzątaniem go, ale pojawił się nowy. Teraz trzeba posprzątać okolice. Wybuch porozrzucał wszystko w promieniu co najmniej pół kilometra i sąsiedzi raczej nie wyglądają na szczęśliwych z resztą babcia też nie wybuchła zbyt wielkim entuzjazmem... No cóż znów nasz Szamanek, a raczej ten ktoś kto nim teraz jest pokazał na co go stać. I tym sympatycznym czymś kończę dzisiejsze wspomnienia o poczynaniach Szamana z czasów, gdy Szamanem nie był.

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Graj muzyko!

Dookoła pełno ludzi, ludzie tam, ludzie tu, wszędzie ludzi pełno, ludzi w brud. A ja sam pośród mas. Mas uczuć, alkoholu, ludzi. Uczucia mieszają się z alkoholem, alkohol z ludźmi, ludzie z alkoholem. Błędne koło błędnych uczuć. A gdyby tak pozbyć się jednego z nich? Uczuć. Stać pośród mas i nie czuć nic. Zero smutku, zero miłości, zero namiętności, zero pożądania, zero radości, szczęścia.
Tutaj zaczyna się opowieść o człowieku, który postanowił zniknąć, stracić wszystko, aby powrócić ale nie wrócić. Powrócił do ludzi, których znał, których kiedyś kochał, z którymi wiązały się pewne uczucia, ale nie wrócił, nie wrócił do tamtych uczuć, nie wrócił, bo wiedział, że jego powrót przyniesie zbyt wiele uczuć i emocji, które mu by tylko przeszkadzały. Powrócił.

piątek, 25 stycznia 2013

Kupa Hydry

No i zaczęło się. Jak nie Smok to Hydra, aż się boję co będzie dalej. Żyłem sobie spokojnie myśląc, że Szamanek wysłał nas na spokojną sawannę, czy co to to jest, a tu taka lipa, tydzień temu smok co zwie się Smok, a teraz hydra co zwie się Hydra, albo przynajmniej tak twierdzi Smok. Jak zwykle okazało się, że to tałatajstwo nie gada po naszemu tylko po gadziemu, a raczej w języku smoków. Okazuje się też, iż te wszystkie gadziopodobne stwory lubują się w czekoladzie... Tak! Kurde w czekoladzie! Nie żre to ludzi, ani owieczek, ani dziewic, ani szewczyków, tylko żre to czekoladę! I to w jakich ilościach! Po tym co zrobił Szamanek myślałem, że nigdy nie pozbędziemy się tego zapasu czekoladowych zająców, ale dzięki temu tałatajstwu powoli to znika w tempie dość zacnym, bo jak wiadomo te całe hydry mają po 7 głów i więcej i spożywa to 7 razy więcej niż taki smok, ciekawe w tym jest to, że ma to jeden żołądek. No ale okej z przemianą materii tego czegoś nie będę się kłócił, ważne, że żre to tą czekoladę. Gorzej, że robi to obfitą kupę, która no powiedzmy, że pachnie cukierkowo, jak się okazuje to po podlaniu takiej kupy wyrastają na niej lizaki! Serio! Nie robię sobie z nikogo żartów! To są najprawdziwsze lizaki! Słodki w różnych smakach! Słodziutkie, pyszniutkie! Co najdziwniejsze to ta kupa ma kolor tęczy... Teraz zastanawiam się co Szamanek zrobi z nadmiarem lizaków, nadmiar czekolady został rozwiązany, ale co z lizakami?!

środa, 23 stycznia 2013

Aferzysta Smok

No tak miałem napisać jakiś tydzień temu, albo czekajcie, no nie 6 dni temu, ale jak wiadomo nigdy nic nie jest po naszej myśli, a po mojej to już w ogóle! Tym razem nawet nie mogę zwalić winy na tego głupka Szamana! Tym razem sam nie wiem na kogo zwalić winę! To mnie bardzo boli, boli moje serduszko, serduszko Waszego kochanego Narratora jest bardzo smutne - twarz Narratora przyjmuje przyjmuje smutny wyraz twarzy. No tak... sam sobie muszę być narratorem, czy ten świat nie upadł całkowicie na głowę?! Narrator sam jest narratorem w opowiadaniu, w którym nie ma nic co by wskazywało na to, że ma być tym narratorem! Ale dobra wracając do tematu, cóż to się znów właściwie stało, że jestem taki sfrustrowany i poruszony i smutny, i sam nie wiem co jeszcze! Bo widzicie moi mili przez te całe czekoladowe zające, których mam serdecznie dość, których każdy ma serdecznie dość, zjawił się u nas Smok! Tak, tak najprawdziwszy Smok, pisane przez duże S! Jak to on powiedział, dobra nie powiedział, albo powiedział, a ja nie zrozumiałem, nikt nie zrozumiał nawet ten cały wynalazek Szamana, Zwierzogadaja nic nie pomogła! Smok gadał i gadał, aż się zdenerwował i napisał nam wszystko na karteczce ładnie pięknie, że na imię ma NieWiemJakToSieWymawia, ale stwierdził, że możemy do niego gadać Smok, ale mamy pamiętać, że jest pisane przez duże S! Ale co najgorsze! Zrobił wielką aferę, że nie potrafiliśmy go zrozumieć, a mówił w naszym języku, co z tego, że jego akcent jest ekhem... nie wiem jaki, ale nie zrozumiały? No i się tak bulwersował, że musiał nam to wszystko napisać, że dalej musi pisać. Aferował się tak mocno, aż mu się coś wymsknęło z tej jego głupiej gęby no i podjarał wszystko co można podjarać tutaj! A ja głupi, no dobra nie ja, bo mnie teoretycznie nie ma, ale Szamanek i Wódź próbowali ten wielki pożar ugasić, udało im się na szczęście po prawie tygodniu gaszenia! Wyobrażacie sobie jakie te smoki współczesne mają płomienie odporne na wodę?! Nie wiem co dalej będzie, bo ten aferzysta nie chce stąd sobie odlecieć, bo ma te swoje czekoladowe zające... Narrator znów ma bardzo smutną minę. Ale dzięki temu wszystkiemu wiem już na kogo zwalić winę! Zgadnijcie na kogo! Narrator ma już wesołą minę. Tak macie rację na Szamanka, bo kto wyprodukował te zające?! Tak właśnie, właśnie on! Teraz ja szczęśliwy, że mogę kogoś obarczyć winą, mogę iść spokojnie spać. Zaraz, zaraz to ja potrzebuje snu?

wtorek, 15 stycznia 2013

Kanoniada Czekoladowych Zająców

Ufff... dawno tutaj nic się nie pojawiało z mojej strony, a ja dobrze wiem jak każdy z was kocha MNIE, najbardziej niesamowitego i ukochanego Narratora, jakiego można stworzyć! Ale to wszystko przez tego głupka Szamana! Przez jego kolejny wynalazek znów wydarzyła się katastrofa! Przez tego, tego, tego... DEBILA! Nie miałem w ogóle prądu przez tak długi czas! Nie mogłem okazywać swojej niezmiernej niesamowitości światu! No okej... pora uspokoić emocje... No ale jak, kurde JAK?! Okej...
Ten durny Szaman wynalazł co to w ogóle jest?

- Szaman co to za ustrojstwo ostatnio wymyśliłeś co tyle problemów przez to było?
- To był kwantowy dezintegrator cząsteczek pseudomolekularnych...

No słyszeliście... Cokolwiek to jest i po cokolwiek to jest, to to, powodowało, że z nieba, a raczej z chmur, które generowało to coś, spadały czekoladowe zające... Wyobrażacie sobie?! CZEKOLADOWE ZAJĄCE! A żeby tego jeszcze było mało to te głupie, napalone goryle rzuciły się na te czekoladowe zające no i, no i... Narrator ma zły w oczkach swych pięknych... No i popsuły generator prądu... Ale na szczęście kochany Szamanek wymyślił nowy generator prądu! Kochany i niesamowity Szaman Bantu!

- Tia... teraz to kochany i niesamowity, a jeszcze przed chwilą debil... - Szamanek robi niezadowoloną minę, minę zażenowania.
- Aj tam, aj tam

Dobra na dzisiaj to tyle. Następnym razem ciąg dalszy o kanoniadzie czekoladowych zająców i o nowym generatorze! Bye kochani, buziaczki :*