środa, 23 lutego 2011

Poznajmy się

Cześć nazywam się Szaman Bantu, nie no w sumie to jestem po prostu Bantu, ale jakoś dziwnym trafem trafiłem do tej dziwnej wioski i już tak zostało. Nawet do końca nie wiem gdzie to ja jestem, na pierwszy rzut oka jest to jakaś chyba sawanna, nie wiem nie jestem za dobry z geografii. Tak na prawdę to wiem, że nic nie wiem. Jestem tu nie wiadomo po co i dlaczego, po prostu jestem i powiem Wam, że jest fajnie. Ale do cholery jasnej dlaczego odkąd przybyłem wszystko jest na mojej głowie, a ten zwariowany wódz przez cały czas zabawia się z tymi słonicami w oazie. Czekajcie ja już mu swoje powiem! Dobra to zet wu jakby co.

... Mijają dni ... lata ... miesiące ... sekundy... a pffff... co ja piszę? Durny ja durny.

Wiecie co mu powiedziałem? Że jest durnym starym starcem i mimo to, że ja jestem siwy i głupi to on mnie przebija o 1000 lat swoją durnotą ha...!

Pewnie większość z Was zastanawia jakim cudem ja mogę pisać na tym blogu. Przecież nie mam tutaj elektryczności za bardzo. Ano jednak mam. Teraz będzie opowieść z cyklu jak Bantu skonstruował prąd!

.............................................................

Bantu jako, że należy do najmądrzejszych nie należy, a że jest ciekawy świata to opracował sobie coś. Tak na prawdę nikt nie miał pojęcia co to, aż tego czegoś nie przetestował i go nie przeniosło gdzieś tam, po coś tam. No i właśnie w taki sposób jest tu na tej sawannie. Ale, żeby było jeszcze zabawniej miał przy sobie, znaczy się w momencie tego dziwnego wypadku, miał przy sobie troszku rupieci w kieszeniach, a że jego kieszenie są kieszeniami wykonanego ze specjalnego materiału. Tak to ten sam materiał, który używa Św. Mikołaj. Materiał ten został wyprodukowany z połączenia gżegżółki, świętojańskiej koniczyny oraz kauczuku. Dzięki temu materiał jest niezwykle pojemny i wszystko co zostaje do niego włożone nic nie waży. No i właśnie mając kieszenie zrobione z tego materiału miał w kieszeniach dość dużo elektroniki, o czym jak zwykle przekonał się w momencie gdy trzeba było coś wymyślić, żeby skonstruować prąd. Z elektronicznego śmiecia zrobił sobie mały akumulatorek i antenkę. No i miał tam sobie w tych kieszonkach parę piecyków, ekhem... komputerów. Ale do cholerki jasnej dalej nie było prądu. Lecz przypomniał sobie, że w dniu mianowania go na Szamana Bantu miał zatańczyć taniec przywołania wody. Niestety z Bantu tancerz jest lichy wywołał burze. Na szczęście można powiedzieć. Dzięki temu nasz głupek wpadł na genialny pomysł jego zdaniem, aby przywołać piorun, który uderzając w antenkę będzie mu dostarczał prąd. Dzięki temu, że wcześniej też posiadł akumulator zbudował sobie prąd, a raczej małą elektrownie.

.............................................................

No i to by było na tyle tak właśnie teraz mam sobie prąd i potrafię sobie pisać na moim sfit blogasku. Swoją drogą z tego całego narratora wszechwiedzącego jest głupek. Ja Ci dam, że ja nie należę do najmądrzejszych, ja Ci dam! Swoją drogą przydałoby się naumieć w końcu tego tańca deszczu, bo co prawda woda jest z tych burz, ale już mnie od tych piorunów głowa boli, a prądu aż tak dużo mi nie trzeba.

PS Co ten dureń wódz znów z tymi słonicami wyprawia?! Oułłł... maj gasz...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz